31 sierpnia 2011

'Don't believe everything that you breathe'

Obietnica z poprzedniego posta okazała się okrutnym kłamstwem. Uczciwie przyznaję się do winy, ale nie obiecam poprawy, ponieważ byłaby ona fizycznie niemożliwa. Moja obecna praca nie pozwala mi na nic oprócz jedzenia i spania, tak więc do 10 września, zdjęcia z Chin będą się pojawiać małymi porcjami. Dobra wiadomość (nazwałabym ją nowiną, ale nowiną nie jest już od jakiegoś czasu :P) jest taka, że 11 września nastąpi moja przeprowadzka do Krakowa. Znalezienie mieszkania - mission accomplished!

* * *

Swoją drogą, kiedy znajdę czas, wałkuję 'My So-Called Life' (dla zainteresowanych - Jared Leto, a raczej Jordan Catalano). Wspominam o tym, ponieważ obecnie mam podobną fryzurę jak Angela, z tym, że jeśli chodzi o kolor, to ograniczyłam się tylko do szerokiego pasma włosów z przodu.

* * *

Poniżej zdjęcia samolotowe. Należę do osób, które może nie panikują na myśl o tym, iż czeka ich podróż tym środkiem transportu, ale jednak nie jest to mój ulubiony sposób przemieszczania się. Zwłaszcza w tym przypadku, kiedy lot w sumie trwał cały dzień i nie było czasu, żeby go odespać, jetlag był najmniej pożądanym zjawiskiem. Masło ze zdjęcia - smoleńskie :P

 

15 sierpnia 2011

'Send me an angel to love'

Wróciłam, jednak nie miałam jeszcze okazji niczego napisać, a tym bardziej udokumentować podróży fotograficznie. Od przyjazdu masa rzeczy goni, zmuszając mnie do zwiększenia obrotów i, w kontekście reszty miesiąca, stawania na uszach, żeby pogodzić pracę, szukanie mieszkania w Krakowie i niespodziewanie zapowiedziane, aczkolwiek obecnie najbardziej wyczekiwane spotkania towarzyskie ;) Tak więc zdjęcia trafią tu z małym poślizgiem czasowym, w okolicach przyszłego tygodnia, między innymi także dlatego, że jedna z moich kart pamięci uległa awarii i muszę jakoś uratować zdjęcia, które się na niej znajdowały. A skoro już jestem przy kartach pamięci, to mam potrzebę podzielenia się czymś co dotarło do mnie dopiero teraz. Pewnie nie jest to zbyt odkrywcze, ale myślę, że można oszczędzić dużo nerwów kupując kilka kart o mniejszej pojemności, niż jedną o dużej, ponieważ zmniejsza to ilość zdjęć, które w najgorszym wypadku mogą zostać utracone. There, I said it - call me Captain Obvious!


Poniższe zdjęcia zostały wykonane przeze mnie aparatem Sony Alpha 550 body, który póki co pozostanie w sferze moich marzeń. Zdaje sobie sprawę z tego, że nawet kupno najdroższej lustrzanki nie zrobi z człowieka lepszego fotografa, ale oglądając zdjęcia z Chin wykonane moim Canonem PowerShot A480 (Google podaje jeszcze dopisek 'for beginners', hm.) doszłam do wniosku, że czas na lepszą inwestycję. Ten aparat przeżył już swoje najlepsze chwile i do zdjęć na co dzień nadaje się całkiem dobrze, ale w sytuacjach, kiedy liczy się refleks niestety nie daje rady. Zanim jednak uzbiera się odpowiednia, dość konkretna suma, życzę mu, żeby służył mi jak najdłużej. Lustrzanka-współautor tych zdjęć należy do Mara, który ostatnio świętował swoje urodziny i dał mi okazję do pobawienia się tym sprzętem :)